Fryderyk Chopin - Larghetto z II koncertu fortepianowego f-moll
Vložit
- čas přidán 25. 03. 2021
- Fragment płyty długogrającej (strona pierwsza, utwór drugi) z serii dzieł wszystkich Fryderyka Chopina w wykonaniu najwybitniejszych polskich pianistów.
REGINA SMENDZIANKA - fortepian
ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII NARODOWEJ
WITOLD ROWICKI - dyrygent
Realizacja nagrania: JANUSZ URBAŃSKI, 1959 r.
Pierwsze wydanie: 1960 r. (Polskie Nagrania Muza, SX 0069)
Pierwszą płytę ze złotej serii dzieł wszystkich Chopina - II koncert fortepianowy w wykonaniu Reginy Smendzianki, uzupełniony m.in. kołysanką Des-dur - kupiłem na początku lat 90. Dziś odebrałem paczkę z mazurkami w wykonaniu Henryka Sztompki, vol. 1. To ostatni longplay do kolekcji.
Dwadzieścia pięć płyt umieściłem w nieporęcznych, za to eleganckich pudłach, przełożywszy je uprzednio z oryginalnych okładek - których różnorodność odcieni, rodzaju papieru i stanu zużycia nie dałaby mi spokoju - do jednolitych kopert z czarnego kartonu. I myślę, że trzymam w nich skarb cenniejszy niż suma kwot, jakie zapłaciłem za jego poszczególne części (oraz fikuśne pudła i koperty, rzecz jasna).
Przez lata kupowałem te stare winyle za grosze, od sprzedawców mniej lub bardziej dbających o ich stan, i niemal każda pochodzi z innej edycji, nosząc ślady epoki, gdy została wyprodukowana. Na czarnych etykietach egzemplarzy z pierwszego wydania (1959-60) najwięcej miejsca zajmuje stylizowany na XIX-wieczną kaligrafię napis „Towarzystwo im. Fryderyka Chopina”, a same płyty są niewiarygodnie grube i ciężkie. Trzeszczą i szumią tylko nieznacznie bardziej od tych nowszych, te zaś - wydawane w wielkich nakładach za Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego - mają etykiety (już z logotypem „Muza”) czarne, czerwone, niebieskie, pomarańczowe i żółte, a im bliższe dzisiejszym czasom, tym z mniejszą starannością drukowane. Z każdą kolejną edycją płyty były tłoczone na coraz podlejszym materiale, będąc swoistym świadectwem uwiądu gospodarki kraju.
Artystycznie przeźroczysty, bezbłędny, ale i nie budzący kontrowersji Chopin Polskich Nagrań (przypomnijmy, że szło o uczczenie 150. urodzin kompozytora) dla wielu słuchaczy ma dziś znaczenie wyłącznie sentymentalne - czyż nie mamy do dyspozycji niezliczonych nowszych, fantastycznych wykonań, do tego zrealizowanych z cyfrową nieskazitelnością? Zaryzykuję jednak tezę, że jeśli jakość tych archiwalnych nagrań, jednych z pierwszych w Polsce rejestrowanych i miksowanych w stereo, budzi dziś zastrzeżenia, to głównie z powodu degradacji - zwykle zawinionej przez użytkowników - nośnika, na którym je utrwalono. W realizację pomnikowego cyklu władze państwowe zainwestowały wszak fortunę i to właśnie przy tej okazji pojawiło się w Polsce światowej klasy wyposażenie studyjne. Żeby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po edycję kompaktową z 1995 r. albo skorzystać z serwisów streamingowych, na które wszystkie te nagrania trafiły już parę lat temu.
Płyty pakowano w identyczne - pozornie, co ukazał upływ czasu - ikoniczne okładki zaprojektowane przez Stanisława Żakowskiego. Zgodnie z doktryną kulturalną PRL były produktem masowym, przeznaczonym do użytku domowego i publicznego, dzięki czemu przetrwało sporo rozproszonych egzemplarzy - na przykład moje nokturny (vol. 2, gra Jan Ekier) mają na etykietach czerwone, okrągłe pieczątki Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli w Przemyślu, co urody im nie dodaje, a w połączeniu z faktem, że przed trafieniem w moje ręce płyta chyba nigdy nie była odtwarzana, jakiś wniosek o trwałym impakcie przedsięwzięcia się pojawia. I nie jest to wniosek optymistyczny, ale przecież nie będę tu tracił miejsca na użalanie się nad upadkiem muzycznych obyczajów w ustroju poprzednim, a tym bardziej w obecnym. Dodatkowa korzyść z tego, że Chopina dla każdego prawie nikt nie słuchał, jest taka, że najbardziej zawzięci kolekcjonerzy mogą czasem wypatrzyć na aukcjach zestawy oryginalnie upakowane w pudełka obleczone w szare płótno, rozpadające się po latach leżakowania. Kosztują - jeśli są kompletne, co się zdarza - straszne pieniądze.
Moja kolekcja ma jednak nieco inną wartość.
Wyobrażam sobie losy niemal każdej z tych płyt, wizualizuję sobie melomanów, którzy na różnych etapach życia zechcieli (musieli) się ich pozbyć, myślę o spadkobiercach, którzy wyprzedają rupiecie po ciotkach i wujkach, podziwiam prawdziwych antykwarystów, którzy - choć towar kosztował całe 15 zł - włożyli serce w to, żeby płyta, umyta i zapakowana w czystą folię, wyruszyła w bezpieczną podróż na drugi koniec Polski. Wspominam też, oczywiście, chudego licealistę, który pod wpływem kochanej pani profesor od muzyki Barbary Czuchy z IX LO kupił sobie w księgarni Eureka przy ul. Kołłątaja we Wrocławiu swojego pierwszego Chopina i nauczył się na pamięć całego Larghetto; teraz w miejscu księgarni jest, zdaje się, sklep z używaną odzieżą. - Hudba
Uwielbiam ten koncert, podobnie jak e-moll. W tej muzyce jest absolutnie wszystko co powinno być.
Piękno! Fryderyk Szopen można słuchać wiecznie.
Piekne, nasza duma narodowa.
zdzezemlzej.blogspot.com/2021/03/chopina-dziea-wszystkie-edycja-domowa.html